Piątek, 26.04.2024, imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda

Złapać wiatr w żagle - 10 pytań do Rafała Śledzińskiego

  • Andżelika Kolebuk/Wypoczynek i zdrowie
Złapać wiatr w żagle - 10 pytań do Rafała Śledzińskiego
Z zawodu ratownik medyczny na śmigłowcu (choć mówi o swojej pracy jako wielkiej pasji), miłośnik morskich i oceanicznych żagli - opowiada nam o wolności, podróżach na własną rękę i lekcjach życia, jakie daje pobyt na oceanie. A przy tym zaraża optymizmem i inspiruje.

1. Ratownictwo medyczne to zawód a żegluga to pasja?

Obie dziedziny są moją pasją. Usłyszałem kiedyś, że jeśli znajdę pracę, która jest moją pasją, to już nigdy nie pójdę do pracy. I tak jest w przypadku ratownictwa. Mam to szczęście pracować jako ratownik w Lotniczym Pogotowiu Ratunkowym, co jest swojego rodzaju elitarnym zawodem w Polsce. Mogę powiedzieć, że obie te dziedziny są dla mnie pasją.

2. Czym urzekło Pana żeglarstwo? Czy to sposób na odreagowanie stresu związanego z pracą ratownika?

Nie, raczej nie wiązałbym tego z odreagowywaniem stresu. W pracy towarzyszą mi zupełnie inne emocje. Nie wszystko zależy ode mnie jako ratownika, czy całego zespołu. Podobnie jest w żeglarstwie. Nie wszystko zależy od osób, które są na pokładzie. Dużo zależy od warunków atmosferycznych, od aury sprzyjającej lub nie i oczywiście od wiedzy, doświadczenia i szczęścia. Choć mówi się, że szczęście sprzyja lepszym.

Żeglowanie to na pewno sposób na wyciszenie. Zmagamy się z przeciwnościami, które stawia przed nami ogrom wody i zupełnie nie mamy wpływu na następny dzień. Nie jesteśmy w stanie, będąc na morzu czy oceanie, realizować zwykłych ludzkich zachcianek (ochota na pizzę, drobne zakupy) - te sytuacje należy zaplanować. Uczy to na pewno pokory i przygotowania do walki z trudnościami, rozwiązywania problemów i wyzwań na bieżąco. Jak mówi mój kolega: „Rzeczy niemożliwe od ręki. Cuda za 15 minut” – i to wszystko przy pomocy tego co pod ręką.

3. Najpierw Kuba potem Ameryka – czy to ważne miejsca? Czy ten rejs był rejsem marzeń?

W zasadzie kilka odcinków jednego rejsu… Na pokładzie znalazłem się w ostatniej chwili, nie planowałem tego pływania, ale ta wyprawa pozwoliła mi zrealizować się nawigacyjnie i jako bosman. Zdecydowanie poszerzyła moją świadomość i wiedzę na temat obcowania z oceanem. To jest zupełnie inne pływanie niż to, którego doświadczyłem do tej pory, żeglując po Bałtyku czy Morzu Śródziemnym. Niewątpliwie zwiększył się mój staż i przybyło doświadczenia. A co do miejsca, to miałem okazję być na Kubie 4 lata temu i uważam ją za niezwykle urokliwą. Powiedziałbym nawet, że to kraj wspaniały, wręcz magiczny. Do tej pory uważam, że najpiękniejszym miastem na świecie jest Trinidad na Kubie. Piękniejszej aury, ludzi i atmosfery, która tam panuje, nie spotkałem nigdzie indziej. Natomiast Stany, to była pierwsza moja przygoda poza granicami kraju „na własną rękę”. W 2005 r. udałem się tam na „zarobek”, więc do Stanów podchodzę z lekkim sentymentem. Ważniejsze dla mnie były jednak Kuba, ocean, granica Trójkąta Bermudzkiego – to było wyzwanie, chodziło o kawałek oceanu, atmosferę w załodze, a nie dookolne kraje.

4. Blog to nowoczesny dziennik pokładowy?

Nie, zdecydowanie nie. Jest to bardziej próba uwiecznienia wspomnień. Swego rodzaju pamiętnik elektroniczny, który łatwiej przechować w obecnych czasach niż zapiski na kartce. Ponadto można opatrzyć go zdjęciami. Jest to więc pamiętnik, próba podsumowania kolejnych dni, tego, czy były pozytywne w moim odbiorze, czy negatywne; czy coś zmieniły we mnie, czy nie. Sam go jeszcze nie czytałem, mówiąc szczerze. Myślę że za jakiś rok do tego usiądę i będzie to dobra okazja do wspomnień. W ten sam sposób postąpiłem z poprzednim blogiem z podróży po Ameryce Południowej.

KLIKNIJ I POCZYTAJ BLOGA RAFAŁA

5. Możemy się spodziewać kolejnych opowieści z pokładu?

Myślę, że tak. Mam do nadrobienia kilka wpisów. Ostatni pisałam, siedząc w pralni w Miami po całym dniu pracy. Nie ma nic jeszcze o przelocie z Miami na Bermudy, a było to rzeczywiście 8 ciekawych dni, które dużo wniosły do mojego życia. Na przykład rzeczy, które przyniosłem z pralni, i które były tak ładnie poskładane, suche i czyste, zamokły już pierwszej godziny odbicia od brzegu. Zalane falą przez otwarty luk. Potem wybór ubrań odbywał się między tymi wilgotnymi bardziej i mniej. Jednak każdą trudność, każdą usterkę, z którą trzeba było sobie poradzić starałem się witać słowami: „Dzień dobry”. Kolega, z którym płynąłem dodawał: A echo odpowiadało: mać, mać, mać”.

6. A inne pasje? W 2003 r. ukończył Pan kurs spadochronowy i odbył badania lotnicze II klasy…

Kurs spadochronowy był przygodą nastolatka. Uważam, że jest to fajne doświadczenie i chętnie do tego wrócę. Potrzebuję jednak nieco funduszy i czasu. To harcerstwo umożliwiło mi udział w tej przygodzie. Nie jest ze mnie wielki spadochroniarz, ledwie tego liznąłem. Mogę jednak powiedzieć, że człowiek czuje się tam wolny jak ptak. Zdecydowanie polecam. Zwłaszcza skoki indywidualne, nie te w tandemach. Myślę, że lepiej pójść na kurs, nauczyć się czegoś, doświadczyć tego od początku do samego końca.

7. Fun Charters, Nightpadding – co Pan myśli o takich nowinkach?

Mieliśmy przyjemność na Key West’ie spotkać Pawła (którego serdecznie pozdrawiam, jeśli będzie to czytał). Staliśmy na kotwicy, on znalazł do nas numer telefonu przez Polonię w Chicago. Skontaktował się z nami nocą, kiedy wpłynęliśmy na kotwicę, zaprosiliśmy go na śniadanie, jeśli przyniesie nam pieczywo (zabrakło już zapasów, śmiech). On się zgodził i następnego dnia pokazał nam swoją firmę, która oferuje nightpadding, czyli kajaki i deski z przezroczystym dnem, podświetlone diodami LED. To rozwiązanie pozwala na obserwowanie nocnego życia podwodnego. Niestety nie miałem okazji tego doświadczyć,  widziałem jedynie zdjęcia i filmy. Muszę przyznać, że jest to imponujące i z pewnością jest to fantastyczna przygoda. Warto zrobić coś takiego, zobaczyć te fantastyczne widoki, i kolekcjonować je w swojej głowie.
 

8. W Pańskiej załodze są sami mężczyźni. Czy myśli Pan, że jest to sport nie dla kobiet?
 

Kobiety radzą sobie na żaglach doskonale. Jest to sport nie tylko dla mężczyzn, czego dowodem jest jedna z drużyn Volvo Ocean Race – SCA, którą tworzą same kobiety i pływają wspaniale. Jedyne, w czym kobiety mogą ustępować mężczyznom (ale nie muszą, bo nie jest to warunek!) jest siła fizyczna. Żeglarstwo to raczej sport lub pasja która wymaga od nas wiele i kształtuje charakter. Wiadomo, że siła przydaje się na wodzie, lecz takich sytuacji staramy się uniknąć na morzu.

Co do męskiej załogi, rzeczywiście rejs do Miami był balem samców, natomiast na pozostałych etapach były już przedstawicielki płci pięknej. Obecność kobiety na statku może oddziaływać dwojako: łagodzić obyczaje albo zaostrzać sytuację, jeśli panowie będą zabiegać o jej względy i tym samym – konkurować jak koguty. Te drugie są jednak sytuacjami wyjątkowo rzadkimi. Każdy z załogi wie, że lepiej jest współpracować niż walczyć ze sobą.

 

9. W jednym z wpisów na blogu pisze pan o minusach podróżowania all inclusive. Czy uważa pan, że zwiedzanie świata „na własną rękę” jest bardziej wartościowe?
 

Każdy podróżuje tak, jak lubi. Przede wszystkim, niech każdy podróżuje. Czy to będzie all inclusive, czy będzie chciał zrobić to na własną rękę – wolny wybór. Ja nie widzę siebie na tą chwilę na wycieczce all inclusive, w której mam zapewnione wszystko i mam chodzić za przewodnikiem albo w wycieczce autokarem, w której na każdym przystanku turyści mają 10 minut na zrobienie zdjęć, a potem wsiadają z powrotem. Uświadomiła mi to podróż po Ameryce Południowej, zwłaszcza wyprawa na Machu Picchu. Żeby się tam dostać trzeba było przejść obok hydroelektrowni wzdłuż kolejki. Przeprawa zajmowała cały dzień, po czym wejście na szczyt trwało 3 godziny. Schodki niekiedy miały wysokość metra, więc trzeba było się na nie wdrapać, a po niektórych wchodziło się jak po klatce schodowej. I w ten sposób odkrywa się to, co ówcześni ludzie zbudowali tam przed wieloma laty. Inna opcja to all inclusive, czyli wjechać autobusikiem na górę, ale wydaje mi się, że turysta, który wjedzie tam i nie włoży w to ani krzty wysiłku, nie dozna tej wędrówki, niedostatku wody, ugryzienia przez komara – pozbawia się szansy docenienia tego, co tam powstało i odkrycia tego całym sobą.

W ten sam sposób myślę o Kubie. Kuba znana z opowieści przewodników, z wycieczek biur podróży jest zupełnie inna od tej, którą przedstawiają ludzie: ciepli, wspaniali, o których można mówić w samych superlatywach

10. Jakie miejsca w Polsce poleciłby Pan czytelnikom jako dobre do żeglowania?

Ja mogę polecić tylko Zalew Wiślany i Zatokę Gdańską, bo te akweny na terenie Polski są mi znane. Z przykrością stwierdzam, że nigdy nie żeglowałem na mazurach. Pływałem kajakiem, ale nie mam najmniejszego doświadczenia w pływaniu na żaglach po jeziorach Polski, co zamierzam też nadrobić w tym sezonie. Przynajmniej raz wybrać się z grupką znajomych, żeby doświadczyć pływania po jeziorze. Wiem, że to zupełnie inne warunku, inna specyfika. O Mazurach przyjaciele mówią, że okolice Pisza to najpiękniejsze miejsce i najlepiej przygotowane do żeglugi w Polsce.

Dziękuję za rozmowę i życzę wielu udanych wypraw w wymarzone zakątki świata!

Andżelika Kolebuk/Wypoczynek i zdrowie

Zdjęcia (9)

Podpięte galerie zdjęć:
Chile

Chile

Złapać wiatr w żagle - 10 pytań do Rafała Śledzińskiego

Podziel się:
Oceń:
TAGI:

Komentarze (1)

Dodanie komentarza oznacza akceptację regulaminu. Treści wulgarne, obraźliwe, naruszające regulamin będą usuwane.

Basia
Basia 17.04.2016, 11:47
Pięknie, pięknie, pięknie. Życzę dalszych wspaniałych realizacji planów. :)

Zobacz także