Piątek, 29.03.2024, imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona

O miejscu pełnym cudów - 10 pytań do Michała Łapińskiego "Miśka"

  • 08.04.2016, 08:35 (aktualizacja 16.04.2016 18:32)
  • Andżelika Kolebuk/Wypoczynek i zdrowie
O miejscu pełnym cudów - 10 pytań do Michała Łapińskiego "Miśka"
Z Michałem Łapińskim, który wspólnie z Kamilą Kulpą założył Miejsce Inicjatyw Pozytywnych rozmawiamy o wierze, co góry przenosi i dążeniu do realizacji marzeń.

Kacze Bagno – Miejsce Inicjatyw Pozytywnych to wyjątkowe miejsce na ziemi, które powstało z potrzeby serca, to przestrzeń, która pozwala odkrywać i realizować swoje pasje. To również niezależny ośrodek edukacji, animacji i kultury, stworzony w budynku po starej oborze, do którego przyjeżdżają różnego rodzaju grupy młodzieżowe i dorośli, by razem się bawić i uczyć.



1. Pewnie wszyscy o to Pana pytają, ale trudno się powstrzymać: skąd pomysł na nazwę?

Kacze Bagno to nazwa niemieckiego majątku ziemskiego, który tętnił życiem jeszcze w czasach zaborów. Potem posiadłość stała się własnością Skarbu Państwa i została rozgrabiona w zasadzie do deski. Została tylko obora, w której jeden z byłych pracowników folwarku hodował jeszcze zwierzęta. Ta nazwa utrwaliła się w pamięci ludzi i wiedzieliśmy, że na pewno nie chcemy jej zmieniać. Dodaliśmy jednak „Miejsce Inicjatyw Pozytywnych”, żeby podkreślić charakter naszych działań. Zdaje się, że powstała całość, która łatwo zapada w pamięć.

2. Czy Państwa pomysł adaptacji budynku starej obory na miejsce „pozytywnych inicjatyw” był również związany z chęcią promowania postaw proekologicznych?

Otwieraliśmy ten ośrodek z myślą o ludziach, którym możemy i chcemy pomóc. Dbaliśmy jednak i ciągle dbamy o ekologię. Uważamy,  że lepsze jest wrogiem dobrego, dlatego na przykład korzystamy z używanych naczyń, jakie dostaliśmy od sąsiadów. Troszczymy się o segregację śmieci itd. Stworzyliśmy miejsce, w którym ludzie mogą czuć się swojsko.

3. Dlaczego to właśnie Kurzętnik stał się „Miejscem Pozytywnych Inicjatyw”?

Oborę, czyli jedyną pozostałość po dawnym majątku Kacze Bagno odziedziczyłem w spadku po ojcu. Uszanowaliśmy tradycję tego miejsca, przyjęliśmy wraz z nazwą i stworzyliśmy Miejsce Inicjatyw Pozytywnych, w którym ludzie mogą się wyciszyć, zajrzeć w głąb siebie, dostrzec innych ludzi i ich potrzeby. Zadbaliśmy na przykład o to, żeby podłogi były drewniane, co umożliwia dzieciakom tarzanie się po nich i zabawę. Nie wyobrażamy sobie warsztatów teatralnych, które odbywają się na przykład na płytkach…

4. Jak Pan myśli, na czym polega fenomen tego miejsca?

Mam taki przykład. Cyklicznie pojawia się u nas grupka Doctors Riders. Lekarze-motocykliści, którzy na dwóch kółkach zjeździli całą Europę. Znudzili się już pięciogwiazdkowymi hotelami i wracają do nas. Rozbijamy im namioty, a oni cieszą się z powrotu do harcerskich klimatów. Czują się tu swojsko.

5. Lista aktywności, jakie podejmują Państwo w Kaczym Bagnie jest naprawdę imponująca. Trudno nie odnieść wrażenia, że współpracują Państwo z całym sztabem ludzi. Jak to się udaje w tak małym zespole?

Ja jestem tylko półbohaterem tego miejsca. Drugą połówkę stanowi moja Kamila. Razem stworzyliśmy ośrodek. Poza sezonem pracuje u nas 8 osób. Kiedy rozpoczyna się sezon wycieczkowy ta liczba wzrasta do 10, nawet 12. Nie może być nas jednak więcej, bo tylko zatrudniając tak mały zespół jesteśmy w stanie zarobić na siebie. Oczywiście, korzystamy z pomocy bardzo wielu ludzi. Nie byłoby Kaczego Bagna, gdyby nie życzliwość i dobroć tych, którzy stanęli na mojej, drodze i których poprosiłem o pomoc. Dostawałem materiały budowlane „na kreskę”, wsparcie pieniężne od życzliwych nam przedsiębiorców, w weekendy przyjeżdżali do nas ci, którzy chcieli pomóc po prostu własną pracą. Czasami otrzymywaliśmy podarunki w postaci używanych naczyń czy przyborów kuchennych. Dzięki temu mamy dziś najbardziej zdekompletowaną zastawą na świecie.

6. Czy pracują Państwo również z tzw. trudną młodzieżą, dla której pobyt w Kaczym Bagnie mógłby być formą terapii?

Zapraszamy do siebie właściwie wszystkich. Przyjeżdżają do Kaczego Bagna dzieci z domów dziecka, znajdujące się w trudnej sytuacji. Zdarzyło się nam kiedyś, że po rozpoczęciu warsztatów zorientowaliśmy się, że z grupą jest coś nie tak. „Co? Jesteście głodni?” – zapytaliśmy i wszyscy zaczęliśmy robić kanapki. Nie możemy dbać o rozwój artystycznych, duchowy, psychiczny tych dzieciaków, jeśli nie zaspokoimy ich podstawowych potrzeb (zgodnie z piramidą Maslowa). Zawsze jest u nas pełna lodówka i podstawowe składniki do gotowania. Zdarza się bowiem, że młodzież wpada na pomysł upieczenia szarlotki, a my jesteśmy wtedy od mówienia: „Tak, pieczcie. Czego potrzebujecie? Jak wam pomóc?”. Gościmy jednak różne grupy wiekowe, także dorosłych.

7. Jakie zajęcia proponują Państwo gościom w zimie?

Zimą organizujemy głównie warsztaty. Piszemy projekty unijne. Przeprowadzamy remonty. Sezon rozpoczyna się u nas wiosną, kiedy chętniej organizuje się wycieczki szkolne. Wcześniej jednak przeprowadzamy zajęcia dla młodzieży: szczudlarskie, z tańca z ogniem, gry na bębnach afrykańskich. Ważne, żeby uczyć dzieciaki odpowiedzialności za innych, szacunku do nich, chowania do kieszeni własnego ego i otwierania się na drugiego człowieka. Kiedy chodzą na szczudłach muszą się nawzajem asekurować, kiedy ćwiczą do występów z tańca z ogniem, mogą się poparzyć, nie może więc być mowy o jakiejkolwiek dekoncentracji. Gra na bębnach wymaga od nich, żeby się nawzajem słuchali. Otwieramy ich też na rozmowę. Pytamy o ich potrzeby i oczekiwania, a potem ustalamy wspólne zasady. Oczywiście, zdarza się, że nie dotrzymują słowa, ale wtedy umawiamy się na kolejną rozmowę. Rozmowę a nie reprymendę czy ukaranie.


 

8. Czy żeglarstwo, które wymaga w pewnym sensie opanowywania żywiołów i „współpracy” z nimi może być formą terapii? W końcu, Panu żeglarstwo pomogło odnaleźć zagubioną ścieżkę życiowego rozwoju.

Terapia to może nie jest właściwe słowo, ale zdecydowanie kilkudniowy nawet rejs na morzu, zwłaszcza gdy trwa sztorm, jest prawdziwą lekcją życia i lekcją o nas samych. Moja mama wysłała mnie do Szkoły pod żaglami, kiedy zbaczałem dosyć mocno z właściwej ścieżki: alkohol, bijatyki, pierwsze używki… Po kilku miesiącach na żaglowcu poczułem się, jakbym zawsze nosił za ciasne buty i nagle włożył takie, które nie uwierają. To było doświadczenie, które bardzo wiele zmieniło w moim życiu. Chciałem, żeby i inni mogli przeżyć to samo. Angażowałem się więc intensywnie w organizacje rejsów dla młodzieży. Pomagałem tym, którzy nie mogli sobie pozwolić na wyprawę ze względów finansowych. Wspólnie robiliśmy meble ogrodowe z desek, które w tartakach traktowane są, jak odpady. I sprzedawaliśmy ławki, stoły, drewniane grzyby (wypowiedzieliśmy w ten sposób wojnę krasnalom), rzeźby z korzeni… W ten sposób młodzież zbierała pieniądze na wyprawę. Naprawdę ciężko na to pracowali. Zorganizowaliśmy kilka edycji takich festynów, a potem pokazałem im Kacze Bagno i powiedziałem, że chciałbym też na lądzie robić coś dla nich. A oni po prostu chwycili wtedy za miotły i zaczęli sprzątać. Potem wydarzyło się mnóstwo magii, dzięki której dziś możemy działać i rozwijać się.

9. Często Pan mówi o pomocy młodzieży, kształtowaniu ich rozwoju – czy to wynika z Pańskich pasji pedagogicznych?

Tak, pasje pedagogiczne odkryłem również na statku. Pamiętam, że pomogłem wtedy młodzieży w lekcjach z biologii, a konkretnie z rozmnażania. (Jestem z wykształcenia biologiem.) Opowiadałem im o mitozie, mejozie itd., a kiedy skończyliśmy zawołał mnie dyrektor szkoły. Szedłem do niego z duszą na ramieniu, przekonany, że udzieli mi reprymendy, a on powiedział: „Masz talent. Chcę żebyś uczył”.

Z tego powodu zrezygnowałem też z kariery uniwersyteckiej. Obroniłem doktorat, ale nie chciałem spędzić życia w laboratorium wśród probówek. Po prostu zdjąłem fartuch, rękawiczki, podziękowałem panu profesorowi za wszelką pomoc i nie wróciłem już na uczelnię.

10. Czytając o Pańskich zainteresowaniach, wykształceniu i umiejętnościach odnosi się wrażenie, że jest prawdziwym człowiekiem renesansu! Prowadzenie warsztatów szczudlarskich, pieczenie chleba i biologia molekularna – jak Pan to robi?

Żeglując nauczyłem się, że trzeba wyznaczać sobie cele, wizualizować je i po prostu do nich dążyć. Kiedy planowaliśmy odbudowę Kaczego Bagna rzeczoznawca przygotowałem dla mnie szczegółowy kosztorys tego przedsięwzięcia. Suma przekroczyła 600 000 złotych. Nie miałem takich pieniędzy. Miałem tylko 20 000, ale kwota była dla mnie tak abstrakcyjna, że nie byłem w stanie wyobrazić jej sobie, więc nie przeraziłem się. Wzięliśmy się po prostu do pracy. Prosiliśmy o pomoc i ją otrzymywaliśmy. Bardzo wielu wspaniałych ludzi nam sprzyjało i udało się.



Kacze Bagno
Miejsce Inicjatyw Pozytywnych
Wybudowanie 4 Kacze Bagno
13-306 Kurzętnik

http://kaczebagno.pl/

Andżelika Kolebuk/Wypoczynek i zdrowie

Zdjęcia (8)

Podpięte galerie zdjęć:
Kacze bagno

Kacze bagno

Podziel się:
Oceń:
TAGI:

Komentarze (0)

Dodanie komentarza oznacza akceptację regulaminu. Treści wulgarne, obraźliwe, naruszające regulamin będą usuwane.


Zobacz także